Coś się zmienia... samo, wszystkie rany przysychają, myśli i sny już spokojniejsze.
A najlepsze dopiero miało się dopiero dziś wydarzyć…
Wiem, dla większości to
może być niezrozumiałe, ale ja na sygnał własnego telefonu dostawałam, kilka
razy dziennie, zawału, palpitacji, ścisku w gardle i co tam jeszcze. No więc, pojechałam
dziś do miasta, czyli daleeeko od domu, pracy… Po tak zwane zakupy, bo przecież coś
jeść muszę, nawet jak RODZINA wyjechała. U nas we wsi, sklep
wprawdzie przyjeżdża codziennie, ale ja w nim niestety się nie obkupię, bo nie
ma w nim świeżej wątróbki cielęcej, świeżych malinowych pomidorów, o prawdziwym
wędzonym boczku i jajach od prawdziwych kur nie wspomnę… No więc jadę ja do
tego wielkiego miasta, co go Mrągowem nazywają, a już pod zieleniakiem
stwierdzam!… nie zabrałam telefonu!? A może go zgubiłam na polu!?, albo na łące!?,
gdzie siano zbieramy, bo przecie byłam skontrolować… Po prostu histeria…
Po
czym... trzy wdechy, trzy wydechy… Widok truskawek i malinowych pomidorów
zadziałał jak balsam… Co będzie jak spojrzę na łopatkę baranią u „Rzeźnika”…
Życie nabiera właściwych barw, tętno wraca do normalności, a nawet więcej… Po
złupieniu ulubionego zieleniaka, ulubionego mięsnego, pojechałam czym prędzej
do… CCC, bo przecież tam jakieś wyprzedaże, no i… Takie tam klapeczki na lato,
widać w nich palce, więc trzeba też (oprócz włosów) paznokcie pomalować…
Zapomniałam o pędzącym czasie, o problemach życia codziennego… Pani w kasie…
chyba pierwszy dzień w nowej pracy… trwało to… dłuuugo… co tam… przestało mi zależeć na czasie...
W końcu, nie spiesząc się, wróciłam do dom… Właściwie pod domem
przypomniałam sobie znów o zaginionym, zapomnianym telefonie, co to życie ratuje… I
wiecie co? Leżał sobie na stole w kuchni... żadnego nieodebranego telefonu... tylko jeden esemes, od jakiegoś „Oręż”
;) bo przecież super promocja…
Przeżyłam caaałe popołudnie bez telefonu, bez kontaktu z Firmą, Rodziną,
czymkolwiek, co może mi lub komuś uratować życie lub pomóc w życiu, pracy… za
pomocą telefonu komórkowego… I wiecie co? Można! A nawet trzeba… Tak, tego mi było
trzeba… Zapomnieć głupiego telefonu…
Następny krok? Zapomnieć nastawić budzik, zapomnieć się w życiu, zapomnieć jak ma na imię osobisty mąż, zapomnieć jak tęsknię za dziećmi… Chociaż na chwilę… To działa!
No i pomyśleć, że chciałam Wam dziś napisać, jak to znalazłam cały
bukiet chabrów i innych niespotykanych na współczesnych polach chwastów, na brzegu jednego z moich pól, i jak to przypomniało mi się całe moje
dzieciństwo, gdy jeździłam na wieś do Babci i Dziadka, i ten zawód, gdy zrozumiałam, że tamte czasy już nie wrócą…