piątek, 5 czerwca 2015

Bez telefonu, bez tableta… jak żyć?

Coś się zmienia... samo, wszystkie rany przysychają, myśli i sny już spokojniejsze.

A najlepsze dopiero miało się dopiero dziś wydarzyć…

Wiem, dla większości to może być niezrozumiałe, ale ja na sygnał własnego telefonu dostawałam, kilka razy dziennie, zawału, palpitacji, ścisku w gardle i co tam jeszcze. No więc, pojechałam dziś do miasta, czyli daleeeko od domu, pracy… Po tak zwane zakupy, bo przecież coś jeść muszę, nawet jak RODZINA wyjechała. U nas we wsi, sklep wprawdzie przyjeżdża codziennie, ale ja w nim niestety się nie obkupię, bo nie ma w nim świeżej wątróbki cielęcej, świeżych malinowych pomidorów, o prawdziwym wędzonym boczku i jajach od prawdziwych kur nie wspomnę… No więc jadę ja do tego wielkiego miasta, co go Mrągowem nazywają, a już pod zieleniakiem stwierdzam!… nie zabrałam telefonu!? A może go zgubiłam na polu!?, albo na łące!?, gdzie siano zbieramy, bo przecie byłam skontrolować… Po prostu histeria…

Po czym... trzy wdechy, trzy wydechy… Widok truskawek i malinowych pomidorów zadziałał jak balsam… Co będzie jak spojrzę na łopatkę baranią u „Rzeźnika”… Życie nabiera właściwych barw, tętno wraca do normalności, a nawet więcej… Po złupieniu ulubionego zieleniaka, ulubionego mięsnego, pojechałam czym prędzej do… CCC, bo przecież tam jakieś wyprzedaże, no i… Takie tam klapeczki na lato, widać w nich palce, więc trzeba też (oprócz włosów) paznokcie pomalować… Zapomniałam o pędzącym czasie, o problemach życia codziennego… Pani w kasie… chyba pierwszy dzień w nowej pracy… trwało to… dłuuugo… co tam… przestało mi zależeć na czasie...

W końcu, nie spiesząc się, wróciłam do dom… Właściwie pod domem przypomniałam sobie znów o zaginionym, zapomnianym telefonie, co to życie ratuje… I wiecie co? Leżał sobie na stole w kuchni... żadnego nieodebranego telefonu... tylko jeden esemes, od jakiegoś „Oręż” ;) bo przecież super promocja…

Przeżyłam caaałe popołudnie bez telefonu, bez kontaktu z Firmą, Rodziną, czymkolwiek, co może mi lub komuś uratować życie lub pomóc w życiu, pracy… za pomocą telefonu komórkowego… I wiecie co? Można! A nawet trzeba… Tak, tego mi było trzeba… Zapomnieć głupiego telefonu…


Następny krok? Zapomnieć nastawić budzik, zapomnieć się w życiu, zapomnieć jak ma na imię osobisty mąż, zapomnieć jak tęsknię za dziećmi… Chociaż na chwilę… To działa!


No i pomyśleć, że chciałam Wam dziś napisać, jak to znalazłam cały bukiet chabrów i innych niespotykanych na współczesnych polach chwastów, na brzegu jednego z moich pól, i jak to przypomniało mi się całe moje dzieciństwo, gdy jeździłam na wieś do Babci i Dziadka, i ten zawód, gdy zrozumiałam, że tamte czasy już nie wrócą…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz